Skoki narciarskieSporty zimowe

Anze Lanisek i jego pierwszy raz…

Chciałbym zacząć optymistycznie, poszukać pozytywów.... Zatem Ruka jak zwykle przywitała nas malowniczą, piękną zimą. Laponia była przewidywalna również jeśli chodzi o warunki. Zmienny, silny wiatr to wizytówka skoczni Rukatunturi. Cały weekend upłynął w klimacie sensacji, romantycznych historii, dalekich lotów i sporego absurdu. Zapraszam na zwięzłe podsumowanie wydarzeń z Kuusamo.

Kwalifikacje w piątek wygrał wielki Ryoyu Kobayashi. Sensacyjnie z sobotnim konkursem pożegnał się Granerud. Stabilna forma to synonim Stefana Huli, który wciąż ani razu nie przebrnął kwalifikacji.

Sobota

Konkurs bez Graneruda nie był konkursem bez faworyta. Czołówka jest w tym sezonie od początku piekielnie mocna. Polaków rzecz jasna w gronie faworytów wciąż nie ma, a Biało-Czerwoni utrzymali  statystykę dwóch skoczków w drugiej serii. Tym razem „szczęśliwcami” zostali 8. Kamil Stoch oraz 23. Piotr Żyła. Kolejne świetne zawody zaliczył Killian Peier zajmując szóste miejsce. Jan Hoerl znowu nie wytrzymał presji w drugiej serii i oddał w niej fatalny skok co skutkowało spadkiem o kilka miejsc.

Po pierwszej serii przed ogromną szansą na pierwszą wygraną w Pucharze Świata stanął Anze Lanisek. Słoweniec prowadził ale przepiękny skok Ryoyu na 143 metry dał ostatecznie zwycięstwo Japończykowi. Podium uzupełnił wracający do najlepszej formy Markus Eisenbichler.

Niedziela

Niedzielne kwalifikacje znów zweryfikowały formę Graneruda. Norweg sensacyjnie nie dostał się do drugiego konkursu z rzędu. Mniej sensacji było przy kolejnym braku awansu Stefana Huli. Niestety zwycięzca sobotniego konkursu, Ryoyu Kobayashi, padł ofiarą absurdalnych,w mojej ocenie, przepisów. Japończykowi w pierwszym teście na COVID-19 ukazał się pozytywny wynik przez co nie został dopuszczony do startu. Drugi test wyszedł negatywny lecz na jakiekolwiek zmiany było już za późno. W ten sposób Kobayashi został „wycięty” na najbliższy tydzień.

W samym konkursie zawodnicy latali znacznie dalej niż w sobotę. Bracia Cene i Peter Prevcowie zajęli ostatecznie kolejno piąte i szóste miejsce. Premierowe punkty dla Estonii zdobył Artti Aigro zajmując osiemnastą lokatę. Jakub Wolny widocznie utworzył nowe przysłowie „do czterech razy sztuka” i w czwartym konkursie tego sezonu w końcu zdobył punkty za 23. miejsce. Polacy oczywiście wierni tradycji, do drugiej serii znów zakwalifikowali się we dwóch. Poza wyżej wspomnianym Wolnym, 27. miejsce zajął Piotr Żyła.

Dla Anze Laniska powtórzyła się historia z poprzedniego dnia. Znów siedział na belce oczekując na zielone światełko, które dałoby mu możliwość wygrania pierwszego konkursu w życiu. Być może na sygnał od trenera czekał nieco dłużej, gdyż cała niedziela była znacznie bardziej loteryjna pod względem warunków. Wygrana, po którą skoczył Lanisek nie była jednak w żadnym wypadku elementem loterii. Słoweniec oddał piękny skok i wyprzedził Karla Geigera. Podium znów uzupełnił Eisenbichler. Pierwszy triumf w karierze Anze Laniska z pewnością smakował bardzo dobrze szczególnie, że miał miejsce na skoczni, na której kilka lat temu zaliczył on bolesny upadek. W końcu życie pisze najlepsze scenariusze.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez FIS Ski Jumping (@fisskijumping)

Na koniec

Po takim weekendzie każdy czeka na następne zawody w Wiśle z naprawdę różnych powodów i z róznymi pytaniami. Czy to początek wielkiej formy Laniska? Czy Polacy w końcu zaistnieją w czołówce? Co się dzieje z Granerudem? Na jak wiele stać Peiera? I wiele innych pytań, na które odpowiedź poznamy już w najbliższy weekend.

Antoni Przykorski

miły Pan od artykułów, sporty zimowe to jego działka

Powiązane artykuły

Back to top button