Skocznia w Gilowicach – wzloty i upadki
Jak będzie wyglądać przyszłość polskich skoków? Tego nie wiem, ale wiele będzie zależeć od infrastruktury treningowej, przede wszystkim od najmniejszych skoczni, na których przyszli skoczkowie zaczną swoją przygodę z tym sportem. Dla przestrogi z happy endem podam historię kompleksu w Gilowicach.
Początki
Mały, ale jednak zawsze kompleks skoczni w Gilowicach stanowią; mniejszy obiekt o punkcie K usytuowanym na 14 metrze i HS na 19 metrze oraz nieco większy, K20 i HS24. Zostały oddane do użytku jesienią 2006 roku i były wielką szansą dla miejscowego klubu sportowego. Nie różniły się zbytnio od innych małych skoczni, ale ich cechą dość charakterystyczną był jasny igelit pośrodku. Skocznie miały wspólny zeskok, którego bula na większej skoczni była nieco podniesiona. Konstrukcje najazdu zostały zbudowane niemal w całości z drewna pomalowanego zieloną farbą. By dostać się na obiekty, trzeba było najpierw wejść po betonowych schodach na wzniesienie, na którym usytuowane są skocznie, a następnie wspiąć się schodami na górę jednej lub drugiej. Warte wspomnienia jest także obecność budki sędziowskiej oraz sztucznego oświetlenia. Odbywały się tam także zawody, głównie dziecięce i młodzieżowe.
Zamknięcie skoczni
Niestety, liczne zaniedbania i brak odpowiedniej konserwacji obiektów doprowadziły do tego, że skocznia nie nadawała się do użytku. Duża część desek spróchniała i się połamała. Chodzenie po skoczni (a co dopiero korzystanie z drewnianej konstrukcji), stało się niebezpieczne. Igelit był w opłakanym stanie. Odrywał się, a w niektórych miejscach po prostu go brakowało. Na większej skoczni praktycznie załamał się deski pod progiem. Systemy nawadniające były popękane i niesprawne. Schody z betonowych płyt zupełnie się porozchodziły, a chodzenie po nich było dość niebezpieczne. Ze względów bezpieczeństwa i tragicznego stanu technicznego zamknięto kompleks w 2017 roku. I pomyśleć, że mniej więcej 11 lat wystarczyłoby doprowadzić obiekt do takiego stanu. Należy tylko ubolewać i mieć pretensje do ludzi odpowiedzialnych za to.
Renowacja
Na szczęście w 2021 roku renowacji obiektu podjęła się firma F.U. Atra, która doprowadziła skocznie do stanu, który możemy obserwować obecnie. Miało do tego dojść już kilka lat wcześniej, jednak zawirowania z igelitem pokrzyżowały plany. Odnowiono niemal wszystko, co tylko się dało. Kompleks prezentuje się, jak gdyby został od nowa wybudowany. Koszty pochłonęły aż 400 tys. Złotych. Zapewne, gdyby dbano o skocznie i konsekwentnie ją konserwowano, nie wydano by aż tyle pieniędzy. Mamy to, co mamy, a jest to odnowiony obiekt, na którym mogą trenować kolejne pokolenia polskich skoczków. Co prawda w dniu, w którym to piszę, nie zamontowano jeszcze torów, jednak wydarzy się to lada moment. Wtedy już nic nie będzie stało na drodze w trenowaniu i organizowaniu konkursów dla najmłodszych.
Podsumowanie
Skocznie w Gilowicach przeszły wiele. Od zaniedbania po generalną renowację i dostosowanie się do zaleceń FIS-u. Bardzo wiele skoczni spotyka bardzo podobny los, ale nie są już remontowane, tylko porzucane i zapominane. Jest to negatywne zjawisko, które będzie rzutować na rozwój skoków narciarskich w Polsce. Mało się buduje i remontuje. Mam szczere nadzieje, że los, jakim jest renowacja, spotka jeszcze wiele opuszczonych skoczni, bo to będzie duży krok w kierunku ratowania tej dyscypliny w naszym kraju.